07 wrz 2018 | tags: trip,
Zeszłoroczne majówkowe wyjście w Góry Sowie zaowocowało mnogością pięknych widoków i licznymi obserwacjami. Najciekawszą z nich wydaje mi się z perspektywy czasu wyostrzenie umysłu na otoczenie, a co za tym idzie dostrzeganie wskazówek, czy też poszlak nakierowujących nas na nowe, ciekawe doświadczenia. Nie będę tutaj wnikał czy są to znaki „z góry”, czy po prostu pęd obecnej cywilizacji przysłania naszemu rozproszonemu umysłowi naturalne drogowskazy, bo sam nie wyrobiłem sobie na ten temat jeszcze zdania. Opowiem jednak niesamowitą przygodę, którą dane mi było przeżyć w majówkę 2017 roku.
Magdalen's lust
Szliśmy z Magdą następną z kolei godzinę stosunkowo prostym, ale zbyt ambitnym
jak dla nas nieopierzonych wędrowców z za ciężkimi plecorami. Po drodze
gubiliśmy już dwukrotnie szlak, włóczyliśmy się po podmokłym lesie, znaleźliśmy
poroże i cudowne kamienne grzyby obrośnięte bajecznie mchem. Zaczynało się już
ściemniać i postanowiliśmy wbić się na glebę schroniska PTTK „Na Szczelińcu”.
Nasze zmęczone umysły były skupione na jak najszybszym pokonaniu końcówki
trasy, kiedy nagle Magda wskazała na coś co totalnie umknęło mojej uwadze. Był
to kamienny słupek, bardzo stary. W kamieniu wygrawerowany był napis:
> Magdalene's Lust
Spojrzeliśmy na mapę i rzeczywiście odnaleźliśmy tam punkcik umiejscowiony tuż
nad zaznaczoną skarpą. Postanowiliśmy zboczyć na moment ze szlaku, pomimo
pośpiechu związanego z niepewnym noclegiem i kończącym się dniem. Kiedy
doszliśmy na miejsce pozostał nam czysty zachwyt! Trafiliśmy na punkt widokowy
na rzadko zaludnioną dolinę zawieszony nad trzydziestometrowym piaskowcowym
klifem.
Normalnie ze względu na zmęczenie i niepewną sytuację noclegową zignorowałbym, ba! nawet nie zauważyłbym tego drobnego starego drogowskazu. W tym jednak przypadku, coś powiedziało mi, żeby mu się przyjrzeć. Następnie idealna do sytuacji nazwa, która tym bardziej utwierdziła nas w przekonaniu, że miejsce to trzeba zeksplorować. Ponadto drobna przerwa na przekąskę przy tak pięknym widoku sprawiła, że do schroniska dotarliśmy w ostatnim momencie i bez problemu udało nam się wyperswadować (choć to może zbyt mocne słowo) spanie na glebie w urokliwym schronisku, gdzie przy wschodzie słońca podziwialiśmy z klifu może niskich chmur.